My Blog
Opowiadały wzruszone jak to jest czytać na papierze ich własne testy albo dać komuś do przeczytania i jak patrząc z perspektywy czasu wiele nowych rzeczy odkryły w tych tekstach dla siebie ale też jak są zaskoczone co te ich teksty zmieniają u innych, jak inni je interpretują.
I było to bardzo wzruszające. Dla mnie, która ośmieliła się te teksty przygotować do druku było to bardzo szczególne doznanie. Bo o mały włos bym tego nie zrobiła. Z powodu źle rozumianej skromności. Przecież ja jako dziecko zaczęłam przepisywać teksty ręcznie i robić z nich takie indywidualne małe książeczki pewnie koło 10 roku życia, potem mnie to zaprowadziło do technikum poligraficznego, gdzie przez 5 lat uczyłam się jak zostać zecerem.
Najpierw trzeba było poznać rozkład kaszt drukarskich, nauczyć się ich na pamięć, znać gdzie leży każdy materiał wypełniający i nauczyć się używać wierszownika. Na początku, każda linia testu się z niego zsuwała i wszystko trzeba było robić od nowa. Po wielu próbach udawało się złożyć i przenieść nawet trzy linie tekstu. Przeniesiony tekst wkładało się pod prasę drukarską ręczną i można go było wydrukować. Wtedy, też miałam łzy wzruszenia.
Pod koniec technikum uczyliśmy się już programów do składu, które wtedy wyglądały tak, że trzeba było opanować strasznie dużo kodów, które były potrzebne by cokolwiek zrobić np. chcesz mieć dużą literę w zdaniu to kod, chcesz zrobić interlinię kod i tak ze wszystkim. Oczywiście obowiązkowe było bezwzrokowe pisanie, kładziesz ręce na klawiaturze nad nimi nauczyciel trzyma kartkę papieru, a ty patrząc tylko na ekran monitora musisz napisać bez błędów. Znów łzy, ale głównie frustracji i wkurzenia.
Po dyplomie, powiedziałam dość i poszłam studiować socjologię. Ale jak przyszło znów do szukania pracy, już z dala od rodzinnej Łodzi okazało się, że w małej miejscowości do której trafiłam moja umiejętność pracy i znajomość Corela przydała się przy składzie lokalnej gazety.
Stamtąd trafiłam do małej drukarni, do małej agencji, potem znów małe wydawnictwo, teatr i w końcu duża Gazeta Wyborcza. A potem ciąża i postanowienie, że na razie nie wracam do pracy, bo doskonale pamiętałam jak strasznie tęskniłam w dzieciństwie za mamą, która miałam wrażenie, że wcale nie wychodziła z pracy. Mój najmłodszy brat zaczął do niej mówić „Pani magister”, bo na słowo „mama” nie reagowała wcale. Byłam strasznie nadgorliwą i nadmiernie zaangażowaną mamą. Musiałam odbyć wszelkie kursy min. Rodzicielstwa bliskości i NVC. W końcu jak mój syn miał około 6 lat zauważyłam, że już mnie tak nie potrzebuje.
Wtedy zadałam sobie pytanie co dalej? I znowu, kursy szkolenia… a tam wszędzie to samo w czym, jesteś dobra, jakie są twoje wartości. A ja nie przestałam czytać książek i nie przestałam zaczynać każdej lektury od zobaczenia jak jest złożona, kto to zrobił i co ja bym poprawiła. Tak więc, książki, skład przecież ja to robiłam w ostatniej pracy składałam gazetę codzienną, a teraz chcę książki. To moje marzenie zbiegło się w czasie z chęcią wydania książki przez Monikę Małgorzatę Lis „Koniec świata” i tak się zaczęło na nowo.
Powrót do pracy, która jest moim życiem. Wartości którymi się kieruję w projektowaniu są proste – piękna książka, którą inni pokochają.
I tu dochodzę do tego momentu, gdy podejmowałam się składu książki po kursie pisarskim i jak to robiłam to cały czas miałam w głowie ten ideał książki i powtarzałam, żeby pamiętać o „wiszących spójnikach”, „bękartach”, „o korytarzach w tekście”, o interlinii, o milionie technicznych szczegółów, by było idealnie, perfekcyjnie o mały włos bym nigdy nie wypuściła testu do druku, tak bardzo chciałam zbliżyć się do ideału… niemal rezygnowałam, no bo co ja tam, mam przecież taką długą przerwę, najchętniej bym przed wypuszczeniem jakiejkolwiek książki poszła na studia na ASP z projektowania książki (ale byłam na kursie malarskim z doktorem po ASP po pracowni projektowania książki i byłam na konferencji typograficznej w Warszawie, gdzie zamęczałam pytaniami wykładowcę, który przedstawiał swój font Apolonię, której potem użyłam w swoim projekcie; na co zwrócić uwagę przy projektowaniu książki oraz jak w ogóle zabrać się za projektowanie książek).
Cieszę się, że ona powstała, że mogłam zobaczyć u autora łzy wzruszenia i sama też płaczę… że nie mogłam uwierzyć Agacie Dutkowskiej – Bój się ale rób, Zrobione jest lepsze od doskonałego. A ostatnio chyba u Pani swojego czasu usłyszałam, że to egoizm, nie robić swoich produktów. W dobie, gdy już jest wszystko i każdy umie wszystko, cieszę się, że to właśnie ja właśnie projektuję książki i mogę doświadczać wzruszenia autora, gdy po raz pierwszy bierze swoją książkę do ręki. Dziękuję to było dla mnie bardzo ważne doświadczenie.